Zanim podzielę się z Wami moimi hitami ubiegłego roku, aby tradycji stało się zadość, chciałabym poświęcić chwilkę na prezentację ulubieńców grudnia. Pokażę Wam kilka perełek, które towarzyszyły mi w przedświątecznej gonitwie i zdały egzamin celująco. Zapraszam do lektury. :)
W drugiej połowie grudnia miałam ogromny problem z pękającymi kącikami ust. Jak zawsze, z pomocą przyszedł mi Carmex, który genialnie zregenerował skórę, idealnie ją nawilżył i szybko pozwolił zapomnieć o tej nieprzyjemnej przypadłości. Sztyft przez cały czas noszę w kieszeni kurtki, natomiast wersja w słoiczku stoi na stoliku nocnym. Warto było sobie o Carmexie przypomnieć na nowo. Pamiętam jak kiedyś był trudno dostępny, teraz na szczęście znaleźć go można w każdej drogerii.
Moja cera w te mrozy także się buntuje i znacznie szybciej się przesusza. Nie ma opcji, bym zrezygnowała z kremu. Od wielu tygodni testuję Orange Energy, czyli nawilżający krem dla skóry normalnej i wrażliwej, marki Make Me Bio. To kosmetyk naturalny, bogaty w oleje (migdałowy, jojoba, mandarynkowy, z kwiatów gorzkiej pomarańczy) oraz inne cenne składniki, takie jak masło shea, rumianek, czy witaminę E. Moją skórę świetnie nawilża i ueleastycznia, Ma dość treściwą konsystencję, ale szybko się wchłania i nadaje się pod makijaż. Jeżeli masło shea Was nie zapycha (u mnie póki co jest ok, choć z tym bywa różnie), to zwróćcie na niego uwagę. Do kupienia TUTAJ.
Kolejnym godnym pochwały kosmetykiem naturalnym jest płyn micelarny Biolaven, który właśnie kończę. Ma ładny, lekko winogronowy zapach (zawiera olej z pestek winogron i olejek lawendowy) i doskonale usuwa makijaż, łącznie z maskarą. Przy użyciu większej ilości zdarza mu się delikatnie pienić, ale nie pozostawia lepkiej warstwy. Dla mnie jest porównywalny z micelem Sylveco i z obu jestem równie zadowolona. Wszystkie produkty tych marek zamawiam na ekobieca.pl.
Ostatni kosmetyk pielęgnacyjny to Glamorous Oil Detangel marki Indola, czyli olejek do rozczesywania włosów. Zdarzają mi się kołtuny i czasem mam problem z rozczesaniem włosów, bo powinnam je podciąć (postanowienie na styczeń - umówić się do fryzjera!). Spray Indoli świetnie radzi sobie z ich rozplątywaniem i zapewnia lepszy poślizg dla szczotki. Dodatkowo, dzięki maleńkim drobinkom, w subtelny sposób włosy nabłyszcza, a ponadto dyscyplinuje końce. Zauważyłam także, że po jego użyciu moje włosy mniej się puszą i elektryzują, szczególnie gdy noszę czapkę. Nie wzmaga przetłuszczania się, jest leciutki i bardzo wydajny. Do kupienia w salonach i sklepach fryzjerskich.
W kwestii makijażu bez szaleństw. W grudniu postawiłam na same sprawdzone kosmetyki, tak zwane pewniaki, które nigdy nie zawodzą. Bez dwóch zdań zalicza się do nich płynny kamuflaż Catrice. Sięgam po niego codziennie i zużywam już trzecie opakowanie. Pięknie wygląda pod oczami, rewelacyjnie kryje i nie przesusza skóry. Współgra z moim kremem pod oczy i na ten moment nie wyobrażam sobie bez niego mojego makijażu. Do jego wad zaliczam jedynie dość słabą wydajność oraz trudną dostępność. Ja go zamawiam TUTAJ. A więcej pisałam o nim TUTAJ.
Nieustannie zachwycam się także bronzerem Lily Lolo o nazwie Honolulu. Pięknie komponuje się z moją cerą, dlatego drugi miesiąc z rzędu pojawia się w ulubieńcach. Ma ładny, chłodny odcień, bez pomarańczowych tonów, jest dobrze napigmentowany, z łatwością się rozciera i nie blednie w ciągu dnia. No i ma naturalny skład, więc nie musimy martwić się o ewentualne zapychanie. Znajdziecie go na costasy.pl.
Na nowo pokochałam też Mary-Lou Manizer od theBalm. Ten rozświetlacz ma jednak ogromną moc. Niesamowita pigmentacja, przepiękna, jednolita tafla, a zarazem subtelność to tylko jedne z wielu jego zalet. Ostatnio używam Mary codziennie, z ogromną przyjemnością. Więcej opowiadałam w recenzji TUTAJ. Do kupienia na kosmetykomania.pl na przykład.
Przedostatnim kosmetykiem na liście jest pomadka Catrice Ultimate Colour 370 In A Rosegarden w kolorze przybrudzonego, zgaszonego różu, z domieszką beżu. Jest kremowa, gładko sunie po wargach i nie przesusza ich. Nie grzeszy spektakularną trwałością, ale schodzi z ust równomiernie i jak dla mnie jest idealnym dzienniakiem.
Ostatnia perełka to cień Maybelline Color Tattoo w odcieniu On and on Bronze (35). Idealny do szybkiego makijażu! Trwały, doskonale napigmentowany, ładnie połyskujący na powiece. Wklepuję go pędzelkiem (wtedy trzyma się cały dzień), następnie delikatnie rozcieram i gotowe. Więcej pisałam o nim TUTAJ. Znajdziecie go w drogeriach stacjonarnych lub taniej online, na przykład na ekobieca.pl.
I to już wszyscy moi grudniowi ulubieńcy. :) Wszystkie powyższe kosmetyki mogę polecić bez wahania, myślę, że u wielu z Was się sprawdzą.
Dajcie znać, co Was zachwyciło w grudniu, odkryłyście jakieś perełki? :)

On and on bronze to mój faworyt jeśli chodzi o Maybelline Color Tattoo i ogólnie jeden z lepszych cieni w kremie :)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam, ja go też bardzo, bardzo lubię i to już mój drugi słoiczek. :-)
UsuńJestem ciekawa serii Biolaven, bardzo przypadł mi do gustu krem Make Me Bio featherlight :)
OdpowiedzUsuńBiolaven jest super! Polecam jeszcze żel do mycia twarzy i szampon. :-)
UsuńA ja polecam krem do twarzy na dzień Biolaven. :) Dobrze nawilża moją dość suchą cerę oraz nadaje się pod makijaż (również pod makijaż mineralny). :)
UsuńZ niecierpliwością czekam na ulubieńców roku.
OdpowiedzUsuńPojawią się najprawdopodobniej w niedzielę. :-)
UsuńLubię Carmex, ostatni limonkowy bardzo mi odpowiada :)
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie miałam okazji jej używać. :-)
Usuńu mnie perełką stałą się ecoa -peeling bambusowy , bardzo go lubię ;) ten krem fajnie sie zapowiada, może kiedyś
OdpowiedzUsuńOo, nie słyszałam o tym peelingu, napisz coś więcej. ;-)
UsuńCarmex uwielbiam i też sięgam po niego w ekstremalnych sytuacjach, bo wiem, że doprowadzi moje usta do normalnego stanu ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, mam tak samo. :-)
UsuńJestem ciekawa kosmetyków Indola:)
OdpowiedzUsuńKilka kosmetyków mają bardzo fajnych. :-)
Usuńco to za kalendarz ?
OdpowiedzUsuńHappy Planner 2016 :-)
UsuńJakoś nie przepadam za carmexem. Też mam postanowienie, żeby się umówić w styczniu do fryzjera:)
OdpowiedzUsuńNo to trzymam kciuki. :-)
UsuńMam kamuflaż z Catrice wersji w słoiczku, pod oczy jest dla mnie za ciężki :( ale właśnie kończy mi się Affinitone i mam dylemat - Catrice w płynie czy Collection Lasting Perfection? :)
OdpowiedzUsuńNie używałam Collection, ale mi się Catrice dużo lepiej sprawdza niż Affinitone. :-) Wersja płynna jest lżejsza od tej w słoiczku i bardziej nadaje się pod oczy, polecam! :-)
UsuńCarmex jest bardzo fajny :) a kalendarze sa bardzo przydatne :)
OdpowiedzUsuńTo jeden kalendarz. :-)
UsuńBardzo ładny odcień pomadki :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się podoba. ;-)
UsuńBardzo ładna pomadka! A jakiego pędzelka używasz do color tattoo?
OdpowiedzUsuńSięgam po jakikolwiek języczkowy syntentyk, który jest pod ręką. :-)
Usuńa ja się zastanawiam jak to robisz że masz nieskazitelnie czysty biały dywanik :) czyżby kurz się go obawiał? :)
OdpowiedzUsuńNie używam futerko w roli dywanika, leży na krześle. :-) No i regularnie je odkurzam. ;-)
UsuńA dla mnie micel z Biolaven jest o niebo lepszy od Sylveco. Teraz mam ten drugi i bardzo tęsknię za Biolavenem..
OdpowiedzUsuńa ja lubię obie wersje. :-)
UsuńMicelek z Biolaven to tez mój hicior tego roku, mam obecnie 3cią buteleczkę :)
OdpowiedzUsuńJest bardzo fajny. :-)
UsuńLubimy bardzo podobne rzeczy - ja również przepadam za micelem z Biolaven, kremami Make me bio i Color tattoo On and on bronze ;)
OdpowiedzUsuńU mnie też świetnie sprawdza się Carmex, póki co nie ma nic lepszego :)
OdpowiedzUsuńmarzy mi się ten rozświetlacz... ale moim problemem są zaskórniki i pojawiająca się kaszka (zaskórniki zamknięte) na policzkach więc obowiam się że może on podkreślać mój problem :(
OdpowiedzUsuńNiestety, rozświetlacze z reguły podkreślają wszelkie nierówności skóry.
UsuńCarmex jest świetny ale śmierdzi przeokrutnie >.<
OdpowiedzUsuńJa tam lubię jego zapach. ;-)
Usuńja ostatnio pierwszy raz kupiłam Carmex w sztyfcie truskawkowy i .... przepadłam ! w końcu sztyf do ust który na prawdę działa :)
OdpowiedzUsuńnie miałam jeszcze do czynienia z wersjami smakowymi carmexu :-)
UsuńCarmex w słoiczku wożę jeden w samochodzie, a drugi siedzi w domu w pudełeczku - ratują mi usta podczas obecnych mrozów. Kamuflażu z Catrice jeszcze nie udało mi się dopaść w najjaśniejszym odcieniu :(
OdpowiedzUsuńMagda, może spróbuj online?
UsuńMuszę w końcu wypróbować te płyny micelarne Sylveco i Biolaven :) U mnie póki co niepodzielnie króluje Bioderma :)
OdpowiedzUsuńBiodermę też bardzo lubię, jednak ostatnio jakoś bliżej mi do kosmetyków pielęgnacyjnych, o naturalnym składzie. :-)
UsuńKorektor z Catrice również mogę zaliczyć do moich grudniowych ulubieńców, jest świetny, ale faktycznie szybko go ubywa.
OdpowiedzUsuńZ Make Me Bio zaczęłam niedawno używać kremu do twarzy w wersji Garden Roses i jestem oczarowana konsystencją i działaniem <3, to mój pierwszy kosmetyk tej marki i raczej nie ostatni ;)
Jeśli micel z Biolaven jest równie dobry jak ten z Sylveco to kiedyś się skuszę, bo lipowy uwielbiam, nawet niedawno kupiłam sobie kolejną buteleczkę :)
Piękny kalendarz!
Mnie marka Make Me Bio także pozytywnie zaskoczyła. :-)
Usuńfajny i ciekawy post ; )
OdpowiedzUsuńOd kilku dobrych miesięcy poluję na ten korektor z Catrice i zawsze zastaję pustą szufladę w Naturze i Hebe. Chyba czas go w końcu zamówić online ;-)
OdpowiedzUsuńZnacznie szybciej dorwiesz go online. :-)
UsuńCzy ta pomadka catrice ma jakieś drobinki?
OdpowiedzUsuń3 opakowanie kamuflażu? chyba go jesz :)
Tak, lubię go przegryzać w wolnej chwili. ;-) A tak serio, płynna wersja, w przeciwieństwie do tej w słoiczku, zużywa się bardzo szybko, gdy używa się jej codziennie.
UsuńPomadka nie ma drobinek. :-)
Ja planuję kupić Mary Lou w tym roku, mam nadzieję, że też ją polubię :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością. :-)
UsuńLubię produkty Carmex, szczególnie te w słoiczku sprawdzają się u mnie zimą :)
OdpowiedzUsuńSą najlepsze na kryzysy. :-)
Usuńz tych produktów mam tylko carmex ;)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńCarmex jest naaaapraaawdę świetny! :) ja też kamuflaż z Catrice używam jako bazę pod cienie. Wcześniej próbowałam bazy z Essence, z Kobo, z Virtual i żadna nie dawała rady z moimi tłustymi powiekami. Dopiero ten kamuflaż poradził sobie i mogę cieszyć się makijażem oczu dłużej :)
OdpowiedzUsuńTeż go czasem używam w roli bazy, faktycznie sprawdza się nieźle. :-)
UsuńMoże to dziwne, ale ja On And One Bronze wykorzystuję jako róż do policzków. Kiedyś z ciekawości tak zrobiłam i urzekł mnie efekt delikatnego opalenia :)
OdpowiedzUsuńTo faktycznie ciekawe. ;-)
UsuńTyle dobroci :)
OdpowiedzUsuńJaką masz opinię o happy planerze? Czytałam ostatnio kilka negatywnych opinii i jestem ciekawa co Ty o nim myślisz?
OdpowiedzUsuńJa jestem z niego bardzo zadowolona. Używałam w tamtym roku i w tym. I przyznam, że niektóre negatywne opinie trochę mnie śmieszą, bo przecież jego wnętrze można było podejrzeć, mnóstwo było także zdjęć środka w sieci, więc raczej każdy wiedział co kupuje. Dla ścisłości dodam jeszcze, że kupiłam go za własne pieniądze, bo spotykam się też z opiniami, że chwalą go tylko te blogerki, które dostały go za free. ;)
Usuńjestem w trakcie wymiany kosmetyków kolorowych na te mineralne i bronzer od Lily Lolo z tego postu wpadł mi w oko, myślę też nad bronzerem Earthnicity Sunkissed Shimmer. orientujesz się jakimś cudem czy te dwa produkty są do siebie podobne kolorem? mam podobny odcień cery do Twojej a pisałaś że ten od LL pasuje ;) z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie miałam do czynienia z marką Earthnicity, bo oferta do mnie kompletnie nie przemawia. Zerknęłam jednak na zdjęcia i swatche i z tego co widzę, bronzer, o którym wspominasz, nie dorasta LL do pięt, chociażby ze względu na swój ciemny, zalatujący pomarańczą odcień, jak i sypką formę. Zdecydowanie bardziej wolę wersję w kamieniu.
UsuńCoś czuję, że w tym roku Mary-Lou w końcu będzie moja :) czaję się i czaję na nią :)
OdpowiedzUsuń