Annabelle Minerals Stay Pure – naturalny olejek wielofunkcyjny
Kiedyś bardzo obawiałam się olejków. Wychodziłam z założenia, że mnie zapchają i pogorszą stan cery. Nic bardziej mylnego, odpowiednia mieszanki używane we właściwy sposób bardzo poprawiły stan mojej skóry. Już od dawna stosuję wieloetapowe oczyszczanie i najpierw makijaż usuwam za pomocą olejku właśnie, a następnie myję twarz żelem. Moim olejowym faworytem jest Annabelle Minerals Stay Pure. To kosmetyk wielofunkcyjny i poza demakijażem spisuje się u mnie świetnie na przykład podczas masażu pleców – natłuszcza, zapewnia poślizg dla dłoni, ale nie zapycha. Ponadto jestem uzależniona od jego ziołowego zapachu (mentol, kamfora, eukaliptus, to aromaty, które kocham!), zdarza mi się smarować nim nadgarstki i je wąchać, jeśli chcę się zrelaksować, czy odprężyć. Czasem śmieję się, że maluję się tylko po to, by użyć Stay Pure. Wracając jednak do oczyszczania – wzorowo rozpuszcza nawet ciężki, mocny makijaż. Radzi sobie z tuszem do rzęs i co bardzo ważne – nie szczypie w oczy i nie funduje mi zamglonego spojrzenia. Stosowany regularnie uspokaja i wycisza zmiany zapalne, pomaga oczyścić pory i pięknie normalizuje moją kapryśną cerę. Jest bardzo wydajny (wystarcza mi na dłużej niż typowe olejki do demakijażu), a masaż twarzy przy jego użyciu to czysta przyjemność. Zmywam go za pomocą ręczniczka namoczonego ciepłą wodą. W sumie kiedyś momentu demakijażu bardzo nie lubiłam, a teraz to jeden z moich ulubionych momentów w ciągu dnia. Jedyny minus jaki dostrzegam, to problemy z dostępnością. Ostatnio musiałam się go trochę w sieci naszukać, bo wszędzie był wyprzedany. :( Do kupienia np. TUTAJ.
La Roche-Posay Effaclar – oczyszczający żel do skóry tłustej
Nie mam pojęcia ile butelek tego żelu zużyłam, ale nie znam innego, który by tak dobrze mojej skórze służył. Co jakiś czas poszukuję bardziej naturalnych odpowiedników, ale niestety jeszcze na niego nie trafiłam. Używam go rano i wieczorem (tuż po użyciu olejku, jako drugi etap oczyszczania) w połączeniu w duecie ze szczoteczką soniczną. Zapewnia mi uczucie oczyszczenia oraz odświeżenia bez uczucia ściągnięcia, zaczerwienienia, czy podrażnienia. Skóra jest przyjemna w dotyku, miękka, wygładzona, a ja mam pewność, że wszystkie pozostałości makijażu i inne zanieczyszczenia zostały dokładnie usunięte. Effaclar nie zawiera mydła, alkoholu i sprawdza się u mnie nawet wtedy, gdy cera jest wyjątkowo wrażliwa (kuracja kwasami). Ładnie, rześko pachnie, dostępny jest w dwóch pojemnościach – 400ml butelka z pompką i 200ml miękka tuba. Jest szalenie wydajny i zawsze udaje mi się go upolować w jakiejś fajnej promocji. Do kupienia np. TUTAJ.
Foreo Luna 2 i Foreo Luna Play Plus – szczoteczki soniczne
Dawno temu miałam Lunę Mini, z której byłam zadowolona, ale później jakoś o niej zapomniałam. To był czas, gdy moje problemy skórne były znacznie mniejsze, więc nie przykładałam aż takiej wagi do pielęgnacji i oczyszczania. W zeszłym roku powróciłam do Foreo i byłam zaskoczona (na duży plus) jaka jest różnica pomiędzy moją starą Luną Mini, a obecnymi wersjami. Obie, które posiadam obecnie, czyli Luna 2 do skóry mieszanej (używam jej będąc w domu) i Luna Play (zabieram ze sobą na wyjazdy). Na pewno zwiększyła się moc i ilość pulsacji (możliwość regulacji), co po prostu czuć podczas używania. Nie pamiętam już kiedy myłam twarz dłońmi. Szczoteczka pomaga mi w walce z zaskórnikami i stanami zapalnymi. W połączeniu z Effaclarem pięknie doczyszcza skórę, odblokowuje pory, delikatnie złuszcza martwy naskórek. Cera staje się bardziej sprężysta, elastyczna, promienna i wygląda zdrowiej. Tylna strona Luny 2 posiada tryb anti-aging, czyli nic innego jak specjalnie ułożenie wypustek mające za zadanie ujędrniać i odmładzać skórę. Oba modele Foreo mam od kwietnia 2018 i jeszcze ani razu mi się nie rozładowały (Play Plus jest na baterie). Luna 2 dostępna jest np. TUTAJ, natomiast Luna Play Plus znajdziecie TUTAJ.
Pixi Glow Tonic – złuszczający tonik do twarzy
Pierwszą butelkę toniku kupiłam skuszona falą zachwytów w sieci i bardzo szybko dołączyłam do grona jego fanek. Stosowany regularnie widocznie skórę wygładza, rozpromienia, zdrowo napina i skutecznie rozprawia się z wszelkimi suchymi skórkami. Delikatnie rozjaśnia cerę oraz zwęża pory, przyspiesza gojenie się krostek, zmniejsza przebarwienia po wypryskach. Nie przesusza, nie podrażnia (stosuje go codziennie), zwiększa wchłanialność i działanie pozostałych kosmetyków pielęgnacyjnych. Świetny jest, co tu dużo pisać. Dostępny jest w butelkach o dwóch pojemnościach – 100ml i 250ml, kupicie go np. TUTAJ.
The Ordinary AHA 30% + BHA 2% Peeling Solution – peeling kwasowy
To kosmetyk, o którym zrobiło się jakiś czas temu głośno. Chciałabym jednak, abyście podeszły do niego z pewną rezerwą, bo stężenie kwasów jest tu wysokie i stosując peeling nieumiejętnie można zrobić sobie sporą krzywdę. Jeżeli nie miałyście do czynienia wcześniej z kwasami zalecałabym sięgnięcie na początku po coś lżejszego, albo chociaż wypróbowanie kosmetyku na małym obszarze twarzy, tam gdzie skóra jest najgrubsza. Moja cera bardzo dobrze ten peeling toleruje, nigdy mnie nie podrażnił a efekty pielęgnacyjne widoczne są gołym okiem już po pierwszym użyciu. Przepięknie złuszcza i oczyszcza skórę, odblokowuje pory, rozjaśnia, dodaje blasku i powera. Skutecznie rozprawia się z szarością, ziemistym kolorytem i zmęczeniem. Wygładza, zmiękcza, uspokaja, wycisza zmiany zapalne i jest pomocny w walce z typowymi bolesnymi, wielkimi podskórnymi gulami. U mnie zachwytów nie ma końca, bo kosmetyki The Ordinary bardzo mi pomogły i generalnie zasługują na oddzielny post, którego możecie spodziewać się jeszcze w marcu. Peeling kupowałam na deciem.com, ale znajdziecie go także TUTAJ.
Mokosh – Glinka zielona – maska na twarz i ciało
Ten niepozorny, zielony proszek, to must have w mojej pielęgnacji. Maseczka z zielonej glinki w różnych kombinacjach (glinka wymieszana z wodą/z hydrolatem/z inną glinką/z olejkiem) działa na moją cerę świetnie. Fantastycznie ją uspokaja, wycisza, zasusza wszelkie mniejsze i większe pryszcze, przyspiesza ich gojenie, oczyszcza i zwęża pory, odświeża, normalizuje i kondycjonuje. W okresie, gdy moja skóra głowy jest w gorszym stanie dodaję ją do szamponu lub po prostu nakładam na skalp taką glinkową maskę. Zalet zielonej glinki jest nieskończenie wiele, ale warto pamiętać, że może ona przesuszać i bardzo ważne jest, by nie doprowadzić do jej wyschnięcia na twarzy. Przetestowałam wiele marek i jak mam być szczera, to nie widzę między nimi jakiejś większej różnicy, pokazuję Wam Mokosh, bo akurat zużywam drugi słoiczek. Do kupienia np. TUTAJ.
Dermika Energia – maseczka energetyzująco-nawilżająca
Maseczkę poleciła mi przyjaciółka i bardzo jej za to dziękuję bo super się u mnie sprawdza. Najczęściej nakładam grubą warstwę na twarz i zostawiam na całą noc, ale nałożona na 20 minut przed większym wyjściem również przyjemnie działa. Nawilża, dotlenia i naprawdę dodaje skórze energii. Cera jest rozjaśniona, bardziej promienna, mięciutka i wygląda zdrowiej. Zauważyłam też, że po jej użyciu podkład wygląda lepiej, naturalniej a cały makijaż dłużej się trzyma. Zawsze mam kilka saszetek pod ręką! Stacjonarnie kupuję ją w Hebe, online złapiecie ją TUTAJ.
Carmex – nawilżający balsam do ust
Carmex uratował moje usta, gdy zaczęłam nosić aparat ortodontyczny. Poza woskiem stał się najlepszym przyjacielem moich spierzchniętych, suchych i popękanych warg. Najbardziej lubię tradycyjną wersję (te aromatyzowane, są ok, ale ich zapach mnie na dłuższą metę drażni) w słoiczku i w sztyfcie. Późną jesienią i zimą miałam sztyft w każdej kieszeni, w torebce, a słoiczek na biurku i stoliku nocnym. Carmex szybko przywrócił mi komfort, przyniósł ulgę, zregenerował i nawilżył usta, no i przede wszystkim pozwolił powrócić do matowych szminek, które uwielbiam. Jak już wspomniałam przy okazji olejku Stay Pure uwielbiam wszelkie mentolowe klimaty, więc ten klasyczny carmexowy zapach, to dla mnie raj. :D Sztyft online kupicie TUTAJ.
Dabur, Sesa – olejek pielęgnacyjny do włosów
Żaden olej nie dał mi takiego wysypu baby hair co Sesa. Długo się przed nim broniłam, bo zapach ma intensywny, ziołowy i bardzo specyficzny. Ciężko mi się go z włosów i poszewki pozbyć, bywa drażniący, ale idzie się do niego przyzwyczaić. Dla efektów naprawdę warto się odrobinę poświęcić. Odżywia włosy na całej długości, wzmacnia je, sprawia, że stają się jakby grubsze, bardziej sypkie i mięsiste. Rozwiązuje problemy plątania się i kołtunów, pielęgnuje końcówki i dodaje blasku. Nakładam go także na skórę głowy, bo pięknie ją nawilża i uspokaja. Pozwolił mi uporać się z łupieżem i dosłownie suchą skorupą na głowie. Minimalizuje wypadanie, przyspiesza porost włosów i podsumowując wyraźnie poprawił stan mojej czupryny. ;) Widzę, to nie tylko ja, ale też moje przyjaciółki, czy fryzjer. Sesę kupicie TUTAJ.
Ziaja, kuracja ultranawilżająca mocznik 15% – krem do stóp
Jeśli chcecie, aby Wasze stopy były zawsze tak samo miękkie jak w dniu profesjonalnego pedicure w gabinecie kosmetycznym, to koniecznie dajcie szansę temu kremowi! Jest rewelacyjny i nie wiem ile tubek już zużyłam. Jest gęsty, szybciutko się wchłania i już od pierwszego użycia wyraźnie zmiękcza i wygładza skórę stóp, a już w szczególności podatne na przesuszenia pięty. Pozwala niewielkim wysiłkiem (sięgam po niego wieczorem, przed pójściem spać wcieram grubszą warstwę i ubieram skarpetki, które ściągam leżąc w łóżku :D) utrzymać stopy w dobrej, reprezentacyjnej ;) formie przez cały rok. Do kupienia np. TUTAJ.
I tak oto prezentują się moje perełki pielęgnacyjne 2018 roku. Jestem ciekawa, czy je znacie i jakie macie zdanie na ich temat! :) Koniecznie dajcie znać!
if (typeof CeneoAPOptions == “undefined” || CeneoAPOptions == null)
{
var CeneoAPOptions = new Array();
stamp = parseInt(new Date().getTime()/86400, 10);
var script = document.createElement(“script”);
script.setAttribute(“type”, “text/javascript”);
script.setAttribute(“src”, “//partnerzyapi.ceneo.pl/External/ap.js?”+stamp);
script.setAttribute(“charset”, “utf-8”);
var head = document.getElementsByTagName(“head”)[0];
head.appendChild(script);
}
CeneoAPOptions[CeneoAPOptions.length] =
{
ad_creation: 244331,
ad_channel: 33041,
ad_partner: 19197,
ad_type: 3,
ad_content: ‘59111518,5919047,38012244,,17854996’,
ad_format: 1,
ad_newpage: false,
ad_basket: false,
ad_container: ‘ceneoaffcontainer244331’,
ad_formatTypeId: 2,
ad_contextual: false,
ad_recommended: false,
ad_showRank: false ,
ad_includePrice: true,
ad_includePicture: true,
ad_includeRating: false,
ad_customWidth: 800,
ad_rowCount: 1,
ad_columnCount: 4,
ad_bdColor: ‘000000’,
ad_bgColor: ‘ffffff’,
ad_txColor: ‘000000’,
ad_pcColor: ‘fcdeec’,
ad_boldPrice: false,
ad_fontSize: 13,
ad_imageHeight: 60,
ad_fontOptionId: 1,
ad_fontOptionName: ”,
ad_sUpButton: false,
ad_upButtonT: ”,
ad_upButtonTCol: ‘FFFFFF’,
ad_upButtonBcgCol: ‘FF7A03’,
ad_upButtonRPc: 0,
ad_sDwnButton:false,
ad_dwnButtonT: ”,
ad_dwnButtonTCol: ‘FFFFFF’,
ad_dwnButtonBcgCol: ‘FF7A03’,
ad_dwnButtonRPc: 0,
ad_sPrBor: false,
ad_prBorCol: ‘FF7A03’,
ad_prBorWth: 0,
ad_hMore: false,
ad_redirect: ”
};
No cóż Forea Luna to takie moje małe marzenie, tak jak i tonik Pixi. Być może kiedyś uda się je zrealizować? ;-) Dawno też nie miałam nic z La Roche Posay, a pamiętam że ich kosmetyki dobrze na mnie działały.
Na pewno się uda, trzymam kciuki. :-) Warto na początek spróbować z Luną Play, można ją często złapać na jakiejś fajnej promocji, a jest dużo tańsza od tej tradycyjnej wersji. :-) Co do La Roche Posay, to ja mam tak, że niektóre kosmetyki spisują się świetnie, a niektóre wcale.
Spróbuj chusteczek z TOŁPY. Z kwasami, takie miętowo zielone metaliczne saszetki. Podobno działają bardzo podobnie. Ja sobie rozcinam jedną i używam połówki żeby mieć więcej i faktycznie jest fajny efekt. Pixi nigdy nie miałam i nie porównam, ale co, którzy używali twierdzą, że to prawie to samo ?
Dziewczyny, to ja Wam polecę odkryty w międzyczasie tonik Lynia żelowy złusczająco-rozjaśniający. :-) Tańszy od Pixie, a nawet lepszy!
Tonic Glow uwielbiam, tak samo inne toniki Pixi. Szczoteczka Foreo jest w moich marzeniach póki co :)
O widzisz, a ja kompletnie nie znam innych kosmetyków marki!
Też coraz bardziej przekonuję się do Foreo ;)
Te szczoteczki opanowały internet, ale są naprawdę świetne!
Tonik Pixie chodzi za mną od dawna ale wciąż powstrzymuje mnie ilość zapasowych kosmetyków w tej kategorii , które mam . Krem Ziaja do stóp również uwielbiam, najlepszy krem jaki miałam do stóp❤
Mam to samo, pilnuję się bardzo, by nie kupować kosmetyków z kategorii, z której mam zapasy. :D
produkty The Ordinary bardzo mnie kuszą :)
Są naprawdę warte uwagi! :-)
I takie posty zawsze kończą się u mnie dopisywaniem czegoś do zakupowej listy..a portfel płacze i płacze..
Heheh, znam to, ale ostatnio ostro się pilnuję!
Fajna, konkretna lista ;) Kiedyś miałam ogromną chrapkę na szczoteczkę Foreo, ale już mi przeszło. Moja cera nie lubi masażu, o peelingach nawet nie wspomnę. Na razie odpuszczam.
Ja natomiast tak się już przyzwyczaiłam do oczyszczania szczoteczką, że bez niej jak umyję twarz to mam wrażenie, że jest niedomyta. :-) Co do peelingów, to mechanicznych (jeśli o kosmetyk chodzi), używam rzadko, zazwyczaj jak już jakiś mi w ręce wpadnie, bo sama nie kupuję. Stawiam właśnie na złuszczanie za pomocą Luny i tych enzymatycznych. :-)
Spróbuj Żelu Normalizującego z Pure by Clochee, może on będzie godnym zamiennikiem :)
Ja niestety ten kwas z The Ordinary muszę omijać szerokim łukiem, choć chciałabym go kiedyś spróbować. Jednak moje naczynka raczej nie byłyby zadowolone.
Właśnie mi się kończy Effaclar i będę szukać czegoś nowego na próbę. :-) Także zerknę na niego! Co do peelingu z The Ordinary, to ja bym się go chyba nie odważyła użyć w przypadku cery naczynkowej. To naprawdę bardzo mocny kosmetyk i może zrobić delikatnej skórze krzywdę.
Glinkę kocham, ale białą:) Narobiłaś mi ochoty na olejek z AM, bo lubię takie ziołowe klimaty. Pixi u mnie póki co bez zachwytu, za to w końcu muszę się skusić na The Ordynary!
Jak mi się marzy Foreo. Cena zaporowa ale komentarze o jego działaniu pozwalają mi wierzyć, że jest warta każdych pieniędzy.
A Ordinary to moje odkrycie. Właśnie czekam na przesyłkę (zamawiam z cosibella) i skaczę z niecierpliwości. Pierwsze serum Niacinamide dostałam, kiedy jeszcze nikt nie znał firmy i wydawało mi się, że coś co kosztuje 5 funtów nie może być dobrym kosmetykiem (taki ze mnie burżuj ?) odkąd moje zmarszczka między brwiami spłyciła się bardzo widocznie pokochałam te kosmetyki. Marzę o Buffecie z miedzią ale czekam na jakąś premię bo to najdroższy kosmetyk w serii (około 130 zł.)
Foreo polecam z całego serducha, bo jest naprawdę świetna. Wiem, że bardzo dużo osób ją poleca przez to pojawia się czasem hejt, ale ta szczotka super domywa resztki makijażu, pięknie oczyszcza skórę i zapewnia przyjemny masaż. Ja już nie wyobrażam sobie jej nie użyć, czuję się wtedy jakby niedomyta. :-)
Kosmetyki the Ordinary wciąż odkrywam! Marzą mi się dwa wymienione przez Ciebie i zapewne je kliknę za jakiś czas. Zamawiałam swoje z Deciem, gdy była fajna zniżka. :D Polecam obserwować promocje, bo ja niektóre produkty kupiłam z obniżką 50%.
Ohh tak! Też pokochałam produkty LA Roche, ale chyba najbardziej ich krem effeclar duo :), ale wciąż szukam idealnego toniku do twarzy :)
Bardzo głośno jest teraz o tym peelingu, jednak u mnie bardzo podrażniał cerę ze względu na mocny skład i kwasy.